„Ślepa nienawiść jest czymś najgorszym z możliwych. To choroba własnej duszy, która nie leży w moim charakterze. Gdybym w obecnych czasach naprawdę zaczęła nienawidzić, oznaczałoby to, że moja dusza odniosła ranę, a ja muszę jak najszybciej znaleźć na to lekarstwo” (Etty Hillesum).
W tygodniku „Polityka” ukazał się niegdyś artykuł, inspirowany tragedią na Manhattanie 11 września 2001 roku, pt. W sercu noc. Dlaczego ludzie się nienawidzą? Barbary Pietkiewicz „Polityka” (12 I 2002, s. 72-73) . Zadane przez autorkę pytanie, biorąc pod uwagę ilość informacji medialnych na temat wojen, konfliktów międzynarodowych, „codziennych” zbrodni i przemocy, jest bardzo ważne. Jej odpowiedź jest jednak fragmentaryczna i niepełna; ma ona bowiem charakter jedynie psychologiczny i socjologiczny. Nie dotyka sedna problemu. Otóż jej zdaniem ludzie nienawidzą się, ponieważ czują się odtrąceni przez najbliższych, doznają różnorakich zawodów życiowych, przeżywają poczucie wstydu, chcą się odegrać i zemścić, są fanatyczni i nietolerancyjni. Listę przyczyn wzajemnej nienawiści wśród ludzi autorka podsumowuje: „Nienawiść bije z różnych źródeł, także z najczystszego z miłości”. Uwzględniając egzystencjalny, moralny czy też religijny punkt widzenia, takie stwierdzenie jest absurdalne. Jak miłość może być źródłem nienawiści?
Autorka wyraźnie myli miłość z nienasyconym głodem uczuciowym, który – kiedy zostanie sfrustrowany – staje się rzeczywiście u wielu źródłem nienawiści i pragnienia zemsty. Nikt tak bardzo nie pragnie zemsty jak upokorzony i odrzucony z pogardą kochanek, który wyzbył się wszelkich hamulców moralnych. Im większe było jego „uczucie” głodu emocjonalnego i zmysłowego, tym większa bywa jego nienawiść i pragnienie zemsty. Nie można jednak utożsamić uczuciowych głodów, nierzadko mających charakter patologiczny, z prawdziwą miłością, której istotą jest dobro osoby kochanej. Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza: „Najbardziej podstawowym uczuciem jest miłość spowodowana upodobaniem do dobra. Miłość wywołuje pragnienie nieobecnego dobra i nadzieję na jego uzyskanie. Pragnienie to kończy się przyjemnością i radością z posiadanego dobra”.
W odpowiedzi autorki brakuje głębszego spojrzenia duchowego i moralnego. Nie wszyscy przecież ludzie odtrąceni, upokorzeni, poniżeni chcą się mścić na innych. Wielu, jakby na przekór wszystkiemu, inspirowanych wewnętrzną siłą moralną, rozwija i podtrzymuje w sobie pragnienie dobra także wobec własnych wrogów. Tysiące, tysiące męczenników, naśladując Chrystusa, który na krzyżu prosi Ojca o odpuszczenie winy Jego oprawcom, modliło się za tych, którzy ich prześladowali. Korzenie nienawiści przekraczają znacznie sferę psychologiczną i społeczną. Leżą one w centrum ludzkiej duszy. Księga Mądrości stwierdza, że śmierć weszła w świat przez zawiść diabła (Mdr 2, 24). Nienawidzimy wtedy, kiedy w jakiś sposób jesteśmy zarażeni zawiścią diabła, moralnym złem. Nienawiść jest owocem nieprawości, jest udziałem w „niemocy” miłowania złego ducha. Nienawiść jest wyrazem zimnej, niemiłosiernej, nieludzkiej i cynicznej postawy wobec wszystkich i wszystkiego, co dobre i szlachetne.
Genialnie ujął tę prawdę Michał Bułhakow w powieści Mistrz i Małgorzata. Autor charakteryzuje w niej szatana, opisując jego oczy. Zdaniem bowiem samego Bułhakowa „oczy nie kłamią”. Opowiadając o spotkaniu dwóch literatów moskiewskich z Wolandem, szatanem ukazującym się im na Patriarszych Prudach pod postacią profesora czarnej magii, pisze: „Dopiero teraz literatom przyszło do głowy, aby uważnie popatrzeć mu w oczy, i przekonali się, że w lewym, zielonym, płonie obłęd, prawe zaś jest czarne, martwe i puste”. „Berlioz [prezes stowarzyszenia literatów Moskwy] – pisze dalej Bułhakow – wyraźnie zobaczył, że facet [szatan] ma […] maleńkie ironiczne i na pół pijane oczka”. Podobnie odczytuje oczy szatana główna bohaterka powieści, Małgorzata: „Dwoje oczu wpiło się w twarz Małgorzaty. Prawe ze złotą iskierką na dnie, przewiercało każdego na wylot, lewe, puste i czarne, było wąskie jak ucho igielne, jak otwór bezdennej studni ciemności i cieni”. A kiedy cała diabelska świta opuszczała Moskwę, autor zaznacza, że oczy szatana [Azazella, należącego do świty Wolanda] „nie różniły się już teraz od siebie, były jednakowo puste i czarne, twarz zaś blada i zimna. Teraz, lecąc, Azazello przybrał swą prawdziwą postać demona bezwodnej pustyni, demona – mordercy”. W opisie oczu szatana Bułhakow oddaje jego „duszę”. Jest czarna, martwa, pusta. Wąskie jak ucho igielne oczka symbolizują jego ironię i cynizm. Nienawiść przejawia się w jego zimnej, nieludzkiej, cynicznej postawie wobec Boga i ludzi.
Kiedy czyta się wspomnienia z sowieckich łagrów, hitlerowskich obozów zagłady, gdy słucha się relacji o ludobójstwie w coraz to innych częściach świata, kiedy śledzi się informacje o krwawych prześladowaniach na tle religijnym, rasowym czy narodowym, gdy widzi się na co dzień cyniczne wykorzystanie ludzi najsłabszych (szczególnie zaś dzieci, starych, ubogich) – trudno to wszystko pojąć, nie uwzględniając wpływu czynnika demonicznego. Prawdziwa nienawiść nie jest związana z okolicznościami, w jakich znalazł się człowiek. Nie wynika ona najpierw z poczucia krzywdy czy jej braku, z bogactwa czy z biedy, ze słabości psychicznej czy też psychicznej siły. Nienawiść jest świadomym i wolnym uwikłaniem się w zło, które ma najpierw charakter moralny. Czynniki psychologiczne, społeczne czy polityczne nie wystarczają, aby usprawiedliwić okrutne i pełne nienawiści czyny i słowa. Pokusa nienawiści drzemie w każdym ludzkim sercu zranionym w wieloraki sposób grzechem (pierworodnym, grzechem bliźnich i grzechem osobistym). Tak łatwo ją uruchomić. Stąd też Jezus zachęca: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mt 26, 41). Pokusie nienawiści.
Czas wojny jest zawsze czasem demona nienawiści. Nie chodzi jednak tylko o wielkie konflikty zbrojne, ale także o małe na pozór „wojny” domowe, małżeńskie, zawodowe, sąsiedzkie. Każdy rodzaj wojny budzi w ludziach uśpionego demona nienawiści, który drzemie gdzieś na dnie serca. Wystarczy poddać się odruchom pychy, odwetu, chciwości, zmysłowości; wystarczy zaniedbać pracę nad sobą, nie modlić się, żyć biernie, a demony te – nawet nie wiedząc kiedy – przypomną człowiekowi o swoim istnieniu. Jedynym lekarstwem na demony nienawiści i wojny, wielkiej i małej, jest miłosierdzie i współczucie Boga. On jest zawsze większy od największych demonów. A jeśli serce oskarża nas, to przecież Bóg jest większy niż nasze serca i zna wszystko (1 J 3, 20). Jeżeli w naszym sercu rodzi się, choćby najbardziej subtelna pokusa nienawiści, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko. Tylko dzięki Jego łasce możemy opanować każdy rodzaj gniewu, wrogości i nienawiści: tej wielkiej będącej źródłem wielu zbrodni, ale także tej „małej”, która czyni z ludzkiej codzienności: rodzinnej, sąsiedzkiej, zawodowej, małe piekło. Oto przejmujące świadectwo walki z demonami nienawiści. Etty Hillesum, Żydówka, która sama dobrowolnie zgłosiła się do obozu przejściowego w Westerborku w Holandii, skąd wywożono Żydów do Oświęcimia, w pamiętniku pod datą: „Sobota wieczorem – w nocy [20 czerwca 1942 r.], godz. 00.30″ napisała: „Można być czasem przybitym z powodu krzywdy, którą nam wyrządzono – to zrozumiałe i ludzkie. Mimo to: my sami popełniamy największy rabunek. Uważam, że życie jest piękne i czuję się wolna. Niebiosa we mnie są równie szeroko rozpięte jak nade mną. Wierzę w Boga i w ludzi, i stopniowo nabieram odwagi, aby powiedzieć to szczerze – bez fałszywego wstydu. Życie jest trudne, ale nie złe. Należy zacząć traktować poważnie jego powagę, a reszta sama przyjdzie. ŤPraca nad sobąť naprawdę nie jest przejawem chorego indywidualizmu. Pokój dopiero wtedy stanie się autentycznym pokojem, gdy każda jednostka najpierw zawrze rozejm z samym sobą, niszcząc nienawiść do bliźnich, niezależnie od rasy lub narodu, przezwyciężając ją i przemieniając w coś, co nie będzie już nienawiścią, a być może na dłuższą metę okaże się miłością. Czy wymagam zbyt wiele? A jednak to jedyne rozwiązanie. Tak mogłabym długo ciągnąć, strona po stronie. Mogę też przerwać. Tę odrobinę wieczności, którą w sobie nosimy, możemy zamknąć zarówno w jednym słowie, jak i w dziesięciu opasłych dziełach należących do kanonu. Należę do szczęśliwych ludzi i sławię to życie, tak właśnie, w roku Pańskim – ciągle jeszcze Pańskim – 1942, który to już rok wojny?”.