Ignacjańska metoda medytacji

Wyciszenie wewnętrzne oraz milczenie zewnętrzne jest koniecznym warunkiem modlitwy i życia duchowego w ogóle. Modlitwa jest bowiem rozmową, w której najpierw jesteśmy zaproszeni do słuchania tego, co Bóg do nas mówi. Modlitwa nie jest przede wszystkim mówieniem człowieka. Modlitwa jest najpierw otwieraniem się na Słowo Boga. Bóg zaś mówi w ciszy. Pismo św. stwierdza, iż „na ulicy Jego głosu nie usłyszysz”. I właśnie dlatego, że „Bóg mówi w ciszy”, konieczne jest wyciszenie wewnętrzne i milczenie zewnętrzne. „Bóg mówi w ciszy”, ponieważ nie gwałci ludzkiej wolności. Krzyk jest wyrazem przemocy. Im głośniejszy i częstszy krzyk, tym większa przemoc.

W naszych relacjach międzyludzkich pojawia się nieraz wiele przemocy związanej z wywieraniem na siebie nawzajem presji poprzez podnoszenie głosu i krzyk. Próbujemy wywierać nacisk psychiczny posługując się hałaśliwym i chaotycznym przemawianiem do bliźnich. Bóg natomiast nie posługuje się krzykiem.

W milczenie zewnętrzne i wyciszenie wewnętrzne możemy wejść w pełni tylko w wolności. Jeżeli chcemy, aby milczenie, cisza miały na nas pozytywny wpływ, musimy je przyjąć dobrowolnie, w wolności. Nie da się bliźniemu nakazać wyciszenia wewnętrznego. Jeżeli kogoś zmusilibyśmy do milczenia zewnętrznego, będzie to „niedobre milczenie”, ponieważ będzie naznaczone pewną formą przemocy. Stosowanie przemocy rodzi zaś łatwo bunt. Wolność w milczeniu zewnętrznym oraz w wyciszeniu wewnętrznym jest jakimś szczególnym warunkiem modlitwy. Nasza modlitwa może rozwijać się tylko w wielkiej wolności. Wolność na modlitwie jest pewną – o ile tak możemy powiedzieć – przestrzenią w ludzkim sercu, w którą Bóg wchodzi. Jeżeli człowiek nie powierzyłby swojej wolności, swojej woli Bogu, modlitwa byłaby niemożliwa.

Hałas współczesnej cywilizacji

Zwróćmy uwagę, że współczesna cywilizacja charakteryzuje się bardzo mocnym oddziaływaniem na nas silnymi bodźcami zewnętrznymi. Bodźce te widoczne są choćby w środkach społecznego przekazu. Są one nie tylko mocne, ale niekiedy wręcz brutalne. W wielu programach istnieje już nie tylko wiele krzyku i hałasu, ale ukazuje się także przemoc fizyczną: zadawanie cierpienia, uśmiercanie, brutalne sceny seksualne.

Dlaczego środki społecznego przekazu odwołują się dziś do gwałtowności, przemocy, niekiedy nawet do perwersji? Dlatego, iż człowiek stał się niewrażliwy na „codzienne, normalne bodźce”. Spokojnym, subtelnym opowiadaniem o ludzkim życiu, o ludzkiej miłości nie można już nikogo zachwycić. Takie bodźce wydają się być już „za słabe”. „Na takich programach” nie można już „zrobić interesu”. Stąd właśnie odwołanie się do przemocy i perwersji. Jan Paweł II w Liście do Rodzin mówi, że pewne elementy naszej cywilizacji są chore. Na pewno bardzo chore w naszej cywilizacji jest ukazywanie w środkach społecznego przekazu przemocy, brutalności, gwałtu, krzyku. Kiedy przez dłuższy czas podlegamy oddziaływaniu takich właśnie mocnych obrazów, wówczas tracimy wrażliwość. Nie jesteśmy już w stanie usłyszeć ani siebie samych, ani też drugiego człowieka. Po prostu nie jesteśmy w stanie słuchać.

Chorobą naszych czasów jest niezdolność do słuchania. Nie umiemy siebie nawzajem słuchać, ponieważ nosimy w sobie jakiś wielki niepokój, który czyni nas niewrażliwymi na siebie samych i na bliźnich. Wejście w wyciszenie wewnętrzne i milczenie zewnętrzne w tej sytuacji może okazać się czymś bardzo trudnym; może okazać się wręcz doświadczeniem bolesnym. Jeżeli jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłego krzyku i hałasu, wówczas staje się to utrwalonym stylem życia. I chociaż styl ten nas męczy, to jednak nie umiemy się od niego oderwać. Jest to wówczas pewna forma narkotyku, który codziennie zażywamy. Alkoholik bywa wprawdzie udręczony nadużywaniem alkoholu, nie umie jednak bez niego żyć. Kiedy zaś usiłuje zerwać z nałogiem, doświadcza wielkiego głodu alkoholowego. Dla wielu z nas wyciszenie wewnętrzne i milczenie zewnętrzne może być trudne. Jesteśmy bowiem nieraz wręcz uzależnieni od hałaśliwych dźwięków i obrazów naszej cywilizacji audiowizualnej.

W milczeniu zewnętrznym i wyciszeniu wewnętrznym ujawnia się to, kim naprawdę jesteśmy. Ujawnia się cały dławiony do tej pory niepokój wewnętrzny, zagubienie, poczucie żalu i krzywdy, wielkie poczucie winy, gniew czy wręcz agresja wobec innych, kompleksy niższości lub też nasze chore ambicje. Kiedy wchodzimy w głębsze wyciszenie wewnętrzne oraz milczenie zewnętrzne, te i tym podobne uczucia dopadają nas nieraz jak sępy. W ciszy ujawnia się wszystko to, co udaje nam się zdusić i zdławić poprzez krzyk, hałas, gwałtowne i silne przeżycia wywołane sztucznymi dźwiękami i obrazami.

Oglądałem kiedyś polski film o samotnej matce, kobiecie bardzo zagubionej i znerwicowanej. Pamiętam z niego jedną szczególną scenę. W przypływie szczerości kobieta ta powiedziała do swojej koleżanki: „Tak chciałabym wyjechać na dwa tygodnie, odpocząć gdzieś w ciszy”. Koleżanka zaś, która ją dobrze znała, odpowiedziała jej: „Ty w ciszy, dwa tygodnie? Przecież ty pięć minut nie umiesz być sama”.

Często narzekamy na przepracowanie, przemęczenie, na brak czasu. Jest to jednak tylko pewien pozór narzekania. Mówiąc bowiem nieco paradoksalnie, z naszym przepracowaniem i przemęczeniem jest nam nieraz bardzo dobrze. Z jednej strony narzekamy na przemęczenie i przepracowanie, a z drugiej strony zaś, kiedy mamy dłuższą chwilę nie wiemy, co z nią zrobić. Zagospodarowanie wolnego czasu, który nagle „spada nam z nieba”, stanowi dla nas nie raz poważny problem. Często nie umiemy wypoczywać, nie umiemy reflektować nad sobą, nie umiemy spokojnie spotykać się z innymi, z Bogiem. Uciekamy w oglądanie mocnych programów audiowizualnych, w tanią lekturę, w konsumpcję. Tak szybko nieraz męczy nas rozmowa z Bogiem, z ludźmi, męczy nas głębsza refleksja nad swoim życiem. Dla wielu z nas zapracowanie jest bardzo dobrym alibi, żeby nie wejść w siebie i nie dowiedzieć się, co właściwie nam jest, na co właściwie jesteśmy chorzy.

Wejść w ciszę, to jednocześnie zrezygnować z owego alibi. Wejść w ciszę to przestać się oszukiwać. I właśnie dlatego dla wielu ludzi cisza może być trudna, a nawet bolesna. Szansą ciszy jest z jednej strony odkrycie prawdy o naszym ludzkim życiu, prawdy o źródłach naszego niezadowolenia z siebie, z innych, prawdy o źródłach naszego zagubienia; z drugiej strony zaś cisza jest szczególną okazją do szukania ratunku i wyjścia z naszej zagmatwanej sytuacji życiowej.

Bóg przemawia w ciszy. Ustami proroka Ozeasza Jahwe oznajmia: chcę ją (oblubienicę) przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca (Oz 2, 16). Na samym początku rekolekcji chciejmy prosić Boga o głębokie pragnienie wejścia w samotność serca, której domaga się modlitwa. Prośmy, abyśmy pozwolili się Bogu wyprowadzić na pustynię, byśmy chcieli usłyszeć Jego Głos.

Jeżeli rekolekcje te odprawiamy w większej wspólnocie, wówczas atmosfera skupienia i ciszy będzie zależeć od wszystkich; będzie ona wzajemnym darem wszystkich dla wszystkich. Mury domu nie mogą ofiarować nam milczenia. We wspólnocie wszyscy wzajemnie możemy sobie ofiarować skupienie i ciszę. Dar wyciszenia zewnętrznego jest delikatny, ponieważ domaga się wręcz jednomyślności wszystkich członków wspólnoty. Milczenie zewnętrzne w czasie wspólnotowego odprawiania rekolekcji jest wyrazem wzajemnego szacunku do siebie, jest wyrazem braterskiej miłości oraz świadectwem wiary.

Odpowiednie miejsce medytacji

Św. Ignacy zachęca, aby na czas rekolekcji oddalić się od przyjaciół i znajomych i zamieszkać w innym domu. Jeżeli nie jest to możliwe, proponuje, aby przynajmniej na czas skupienia rekolekcyjnego zmienić pokój mieszkalny (por. ĆD, 20).

Aby móc wejść w przedłużoną modlitwę medytacyjną trzeba koniecznie znaleźć odpowiednie miejsce; miejsce pełne ciszy, w którym wielość bodźców zewnętrznych nie byłaby przeszkodą w skupieniu i koncentracji. Z pewnością można modlić się w ulicznym gwarze. Można nawet robić „medytację ulicznego gwaru”. Takie doświadczenie może być jednak rzadkie i wyjątkowe.

Idź tam, gdzie mógłbyś być sam – podpowiada nam K. Tilmann – gdzie by ci nie przeszkadzano, w miejsce które promieniowałoby pokojem ze wszystkiego, co cię otacza. Być może będzie to twoje mieszkanie, kościół. Kiedy znalazłeś miejsce, które promieniuje pokojem, zatrzymaj się w nim.

Odpowiednie miejsce do medytacji odnajdujemy z jednej strony poprzez przeczucie wewnętrzne, z drugiej strony zaś dzięki doświadczeniu. Niekiedy trzeba spróbować modlić się w różnych miejscach, aby poprzez porównanie i praktykę móc wybrać to, które najłatwiej wprowadza nas w atmosferę wyciszenia, skupienia i pokoju. Swojego miejsca dla przedłużonej modlitwy trzeba nam nieraz z cierpliwością szukać przez dłuższy czas.

Potrzeba kierownictwa duchowego

Istotnym elementem rekolekcji ignacjańskich są rozmowy indywidualne z kierownikiem duchowym. Celem tych rozmów nie jest z pewnością jakakolwiek forma kontroli, nacisku psychicznego czy też „paternalistycznie rozumianej opieki duchowej”. Ignacy Loyola swoim doświadczeniem podkreśla wielką potrzebę wolności, hojności i zaangażowania w życiu duchowym. Jeżeli metoda ignacjańska okazuje się być dla wielu osób tak bardzo skuteczną, to tylko dlatego, iż odwołuje się ona do ich ludzkiej wolności, do ich szlachetności i wielkich pragnień duchowych. To one właśnie stają się źródłem ofiarnego zaangażowania w porządkowanie swojego życia oraz w szukanie i znajdowanie woli Bożej.

Głównym celem kierownictwa duchowego w rekolekcjach jest obiektywizacja doświadczenia wewnętrznego. W rozmowach indywidualnych przyglądamy się sobie jak w lustrze, rozeznajemy autentyczność naszego słuchania Słowa Bożego oraz naszego otwarcia na nie. W człowieku prowadzącym życie duchowe dają się bowiem słyszeć różne głosy: nie tylko głos Boga, natchnienia Ducha Świętego, ale także „natchnienia” własnych ludzkich namiętności oraz „natchnienia” złego ducha. Ponieważ w czasie rekolekcji będziemy z większym wysiłkiem pracować duchowo, dlatego też większa będzie intensywność tych głosów. Ta właśnie większa intensywność „głosów i natchnień” domaga się z naszej strony szczególnie uważnego rozeznania duchowego.

Rozmowa z kierownikiem duchowym służy przede wszystkim nam samym. Kierownik duchowy pełni jedynie rolę służebną. Winien tylko pomagać w rozwijaniu się relacji pomiędzy odprawiającym Ćwiczenia duchowne a Bogiem. Nie jest on zasadniczym punktem odniesienia dla rekolektanta. Zasadniczym punktem odniesienia dla odprawiającego rekolekcje jest sam Bóg.

Nierzadko zdarza się, iż w czasie Ćwiczeń duchownych pierwszego tygodnia rekolektant spontanicznie powraca do swojej, nieraz bardzo bolesnej przeszłości, powraca do wielu zranień i zagubień życiowych. W tych trudnych chwilach rekolekcyjnych nie powinien jednak pozostać sam. Wypowiedzenie bolesnych doświadczeń życiowych przed kierownikiem duchowym jest pewnym przygotowaniem, aby wypowiadać je także z zaufaniem i z wielką wolnością wewnętrzną przed samym Bogiem. Ideał kierownictwa duchowego zakłada, iż życzliwe przyjęcie i akceptacja kierownika stanie się znakiem bezwarunkowej akceptacji i miłości samego Boga. Kiedy zaczynamy wypowiadać, opisywać nasze wewnętrzne przeżycie, sami zaczynamy je lepiej rozumieć. Już samo wypowiedzenie naszych doświadczeń wewnętrznych przed drugim sprawia, iż one się krystalizują, określają i „przybierają” jakby inny kształt.

O czym konkretnie winniśmy rozmawiać na spotkaniach z kierownikiem duchowym w czasie rekolekcji ignacjańskich? Po prostu o tym, co aktualnie przeżywamy na modlitwie. O rodzących się uczuciach, myślach, natchnieniach. W pierwszych rozmowach możemy krótko przedstawić się i podjąć nasze najtrudniejsze problemy, które chcielibyśmy poddać działaniu Słowa Bożego oraz rozeznaniu kierownictwa duchowego. Możemy zacząć od tego, co jest dla nas najtrudniejsze, o czym najtrudniej byłoby nam powiedzieć; można zacząć o tego, co nas najbardziej upokarza, zawstydza w naszej własnej świadomości. Moglibyśmy w ten sposób przezwyciężyć lęk o siebie oraz poczucie zagrożenia. Ale podobnie jak rekolekcyjne milczenie, tak również i kierownictwo duchowe domaga się naszej pełnej wolności wewnętrznej oraz głębokiego przekonania o jego słuszności dla naszego życia duchowego.

Nie należałoby jednak rozpoczynać bardzo szczerych rozmów „na siłę”, jakby wbrew własnej wolności. Jeżeli bowiem otwieralibyśmy się „na siłę”, wówczas moglibyśmy się poczuć wewnętrznie upokorzeni i zawstydzeni. Wszystko, co robimy w życiu duchowym posiada wartość tylko wtedy, kiedy jest dokonywane pod wpływem wolności i hojności wewnętrznej. Jeżeli w kierownictwie duchowym boimy się bardzo mówić o sobie, wówczas przed pełnym otwarciem się należałoby modlić się o otwartość, szczerość i ducha wiary, który pozwoli nam w kierowniku duchowym dostrzec działanie Chrystusa. To On bowiem przede wszystkim proponuje nam pomoc w ramach wspólnoty Kościoła.

Z tej właśnie otwartości, szczerości i wiary na modlitwie spontanicznie zrodzi się także szczerość i otwartość w kierownictwie duchowym. Praktyka pokazuje, iż osoba, która naprawdę szczerze modli się o pokonanie lęków i o otwarcie w Ćwiczeniach duchownych, stosunkowo szybko otrzymuje tę łaskę. Wielka modlitwa rekolekcyjna związana z Ćwiczeniami duchownymi nie jest bowiem tylko naszą „osobistą pracą”. Jest to również wielka „praca” Boga w nas. Przecież nie tylko nam zależy, aby pokonać nasze problemy i lęki. Na tym zależy także Bogu, który nad nami nieustannie czuwa i nas prowadzi. Jemu także bardzo zależy na naszym otwarciu się przed Nim. Nasze otwarcie przed przedstawicielem Kościoła jest symbolem otwarcia się przed samym Bogiem. Możemy więc modlić się słowami: „Panie Jezu, nie tylko mnie zależy na Twojej miłości, ale także Tobie zależy na mojej miłości. Daj mi łaskę szczerości i otwarcia na Twoje Słowo”. Przekonanie wewnętrzne, że Bóg pracuje w nas, może być źródłem wielkiej odwagi w całym doświadczeniu rekolekcyjnym, także w rozmowach indywidualnych.

Jeżeli w czasie rekolekcji rodzą się jakieś szczególne uczucia wobec kierownika duchowego, które nam przeszkadzają, wówczas w wielkiej wolności wewnętrznej możemy je wypowiedzieć, by rozeznać ich źródło. Takie zwerbalizowanie uczuć potrzebne jest szczególnie wówczas, kiedy „nie dają nam spokoju”, nieustannie przeszkadzając w modlitwie.

Zostaw wszystkie troski

Ignacy jest świadom, że owocność modlitwy zależy nie tylko od milczenia zewnętrznego, od rozmów z kierownikiem, od dobrego miejsca, ale przede wszystkim od postawy serca ludzkiego. Ważnym warunkiem, jaki Ojciec Ignacy stawia przed człowiekiem pragnącym odprawić Ćwiczenia duchowne, jest troska o wewnętrzne uwolnienie się od wpływu zewnętrznego środowiska. Rekolektant – stwierdza Ignacy – postąpi w „Ćwiczeniach” tym więcej, im bardziej odłączy się od wszystkich przyjaciół i od wszelkiej troski doczesnej. K. Tilmann doradza: Uwolnij się, zostaw wszelkie troski, obowiązki, wysiłek, pośpiech oraz aktywność. I jeszcze bardziej uwolnij się od niepokoju, dyskusji wewnętrznych, myśli, projektów, wszystkich planów działania. Im bardziej uwolnisz się od tego wszystkiego, tym bardziej uwolnisz się od siebie samego i zanurzysz się w medytację. Uwolnienie się od codziennych trosk pozwala rekolektantowi z tym większą dyspozycyjnością i hojnością złożyć Bogu w ofierze całą swą wolę i wolność, aby Boski Jego Majestat tak jego osobą, jak i wszystkim, co posiada, posługiwał się wedle najświętszej woli swojej (ĆD, 5). Mówiąc innym językiem, pokój wewnętrzny oraz uwolnienie się od tego, co zajmuje naszą świadomość, konieczne jest, aby móc słuchać Słowa Bożego.

Przystępując do porządkowania swojego życia oraz do szukania i znajdowania woli Bożej w Ćwiczeniach duchownych nie możemy rozpoczynać jednak od „autoanalizy” naszych niepokojów i naszych problemów. Nie możemy też odwoływać się najpierw do naszych ludzkich sposobów i metod. Rozpoczynając modlitwę od siebie i swoich problemów ryzykujemy, iż znajdziemy właśnie „swoje” własne rozwiązania. P. van Breemen, znany rekolekcjonista w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych, na początku udzielanych przez siebie rekolekcji zachęca rekolektantów, aby problem, z którym przyjechali, schowali do szafy. Rozważane Słowo Boże samo nam pokaże, w którym dniu rekolekcji i w jaki sposób go wyciągnąć.

Nasze problemy, którym pragniemy stawić czoła, w świetle Słowa Bożego zwykle wyglądają inaczej. Nierzadko też rozwiązanie, w świetle Słowa, staje się oczywiste i proste. Innym razem „problem” znika. Bywa jednak i tak, iż rekolektant doświadcza, że „jego” problem jest o wiele poważniejszy niż sądził i przypuszczał. Ten zaś, który przywiózł z sobą, okazuje się być jedynie „substytutem” głębszego problemu, którego do tej pory nie umiał lub też nie chciał dostrzec. Nie jesteśmy w stanie odkryć istoty naszych problemów bez oświetlenia ich Słowem Bożym. Dzięki Słowu Bożemu odkrywamy także, iż nasze problemy nie są już tylko nasze, ale że stają się także problemami Pana Boga. Rozwiązujemy je bowiem z Nim i dzięki Niemu.

Owocność Ćwiczeń duchownych jest więc ściśle uzależniona od naszej wolności wewnętrznej oraz od otwartości i hojności wobec Boga. Przystąpienie do rekolekcji w postawie zamknięcia, duchowego skąpstwa, bez głębokiego zaangażowania się i ofiarności mogłoby uniemożliwić osiągnięcie pożądanego owocu.

METODA MEDYTACJI

Przygotowanie do medytacji

Każdą medytację w rekolekcjach poprzedzamy osobistym przygotowaniem. Jest ono ważnym elementem szkoły modlitwy, którą proponuje nam Ignacy Loyola w Ćwiczeniach duchownych. Nieraz długimi latami modlimy się powierzchownie tylko dlatego, że do spotkania z Bogiem przystępujemy nie przygotowani, wchodzimy w modlitwę jakby prosto z ulicy.

Nierzadko zdarza się, że choć szczerze szukamy głębszej modlitwy, nieraz całymi latami modlimy się dość powierzchownie. Mamy np. pół godziny czasu na modlitwę. Bierzemy jakiś tekst biblijny, zaczynamy go czytać i analizować z całą szczerością i z wysiłkiem wewnętrznym. Budzi się w nas pewne wewnętrzne doświadczenie. Ale w tym momencie, kiedy zaczyna rodzić się jakieś przeżycie, jesteśmy najczęściej zmuszeni przerwać modlitwę, ponieważ nasz czas się już skończył. Modlitwa, jeżeli ma być pogłębiona, winna być uprzednio przygotowana. Modlitwa poranna będzie bardzo owocna, jeżeli zostanie przygotowana wieczorem. Jednym z wielkich owoców rekolekcji, które odprawiamy, może być odkrycie przygotowania do modlitwy, jako ważnego warunku dobrego spotkania z Bogiem.

A oto konkretna propozycja bezpośredniego przygotowania się do modlitwy. Zaproponowany tekst do medytacji czytamy kilka razy różnymi metodami.

Pierwsza metoda. Wybrany tekst czytamy w sposób ciągły, zdanie po zdaniu. Warto tą metodą przeczytać proponowany fragment biblijny dwa lub trzy razy. W ten sposób dobrze poznajemy najpierw perykopę biblijną.

Druga metoda czytania. Za drugim razem czytamy tekst wolniej, zatrzymując się krótko po każdym zdaniu lub nawet fragmencie zdania. W tym sposobie czytania nie chodzi już tylko o to, by poznawać treść, ale także ją „smakować”. Św. Ignacy zauważa, że nie obfitość wiedzy nasyca duszę, ale wewnętrzne smakowanie (ĆD, 2).

I wreszcie trzecia metoda czytania. W tej metodzie zatrzymujemy się w dowolnym miejscu tekstu dowolną ilość czasu. Trwamy w wybranym zdaniu, słowie, myśli tyle czasu, ile potrzebujemy. Próbujemy w ten sposób uchwycić to, co nas najbardziej uderza, co przyciąga naszą uwagę. Mogę zatrzymać się na tym, co mi się podoba, budzi moją radość, nadzieję, entuzjazm; warto też zatrzymać się w tych miejscach, które budzą mój opór i sprzeciw.

Podczas przygotowania możemy sobie pewne zdania, słowa, odczucia i myśli wypisać, podkreślić, zatrzymać się na nich. Doświadczenie pokazuje, iż takie przygotowanie wymaga około 15 – 20 minut. Nie powinniśmy się spieszyć podczas przygotowania modlitwy.

Na zakończenie przygotowania do medytacji warto skorzystać także z obrazu ściśle dostosowanego do tematu medytacji. Obraz ten możemy oglądać przez kilka minut. Można też korzystać z podkładu muzycznego. Kontemplowanie obrazu ma na celu pobudzenie wyobraźni, a przez nią całej sfery emocjonalnej („serca”) i zapobieganie w ten sposób zbytniemu intelektualizowaniu na modlitwie. Modlitwa Kościoła Wschodniego, jak wiemy, kładzie większy nacisk na działanie „wyobraźni i serca” i jest ściśle związana z kontemplowaniem ikony. Korzystanie z obrazu w rekolekcjach odprawianych samotnie może być nieco trudniejsze. Jest ono jednak możliwe, o ile rekolektant sam przygotuje sobie wcześniej odpowiednie obrazy. W Ćwiczeniach duchownych odprawianych w grupach zorganizowanych, np. w domach rekolekcyjnych, odpowiedni obraz wraz z muzyką może proponować rekolekcjonista.

Trzy „akty strzeliste” poprzedzające medytację

Ignacjańska metoda medytacji, którą proponujemy, jest prostą modlitwą, w której obecne są wszystkie najważniejsze elementy duchowości chrześcijańskiej. Na rozpoczęcie medytacji Ignacy proponuje trzy krótkie „akty strzeliste”, które są jakby „wejściem” do „namiotu spotkania” z Bogiem.

Pierwszy „akt strzelisty” jest krótką prośbą o „prawość intencji”, o „wewnętrzną uczciwość” na modlitwie. Św. Ignacy zachęca, by prosić o łaskę, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu (ĆD, 46); prosić, by cała moja modlitwa była skierowana ku Bogu. Jezus przestrzega nas przed fałszywą modlitwą, w której istnieje przede wszystkim odniesienie do naszych ludzkich potrzeb i pragnień, natomiast brakuje odwołania się do Boga i Jego Słowa. „Klasycznym przykładem” fałszywej modlitwy w Ewangelii jest modlitwa faryzeusza w świątyni, podczas której przemawia on bardziej do siebie samego niż do Boga. Ponieważ nie szukał Boga i Jego sprawiedliwości, ale jedynie własnej ludzkiej chwały, wyszedł ze świątyni „nie usprawiedliwiony” (por. Łk 18, 10-14).

Drugi akt strzelisty dotyczy obrazu, który ma nam towarzyszyć w czasie modlitwy. Obraz ten ma być pewną pomocą we włączeniu w modlitwę naszej wyobraźni. Św. Teresa Wielka stwierdza, że dwie władze w człowieku, pamięć i wyobraźnia, przeszkadzają nam najbardziej w modlitwie. Nie należy jednak z nimi walczyć, ale jedynie włączyć je w „proces modlitwy”; zaangażować je w dialog z Bogiem dostarczając im pokarmu. Jeżeli mamy możność kontemplacji obrazu, o której wspominaliśmy wcześniej, zaangażowanie naszej wyobraźni w modlitwę może być nieco łatwiejsze.

Trzeci krótki akt strzelisty dotyczy prośby o owoc medytacji. Prośba powinna być odpowiednia do przedmiotu medytacji. Jeżeli np. medytacja jest o zmartwychwstaniu, [trzeba] prosić o radość z Chrystusem radosnym; jeżeli jej przedmiotem jest męka, [trzeba] prosić o ból, łzy i cierpienie z Chrystusem cierpiącym (ĆD, 48). Istotą życia duchowego – od naszej ludzkiej strony – są głębokie pragnienia i dążenia. Jeżeli nie byłoby w nas tych głębokich pragnień i tęsknot, nie byłoby też prawdziwego życia duchowego. Przed każdą modlitwą pytamy się więc, jakimi pragnieniami kieruje się nasza modlitwa. Nasze modlitewne spotkania z Bogiem bywają nieraz płytkie, ponieważ nie są motywowane najpierw głębokimi dążeniami, ale przede wszystkim poczuciem obowiązku, poczuciem winy, lęku, ludzkimi względami.

„Czego chcę, czego pragnę? O co mi naprawdę chodzi? Dlaczego rozpoczynam to szczególne doświadczenie?” – są to ważne pytania na początku tych rekolekcji. Chciejmy sobie uświadomić, iż w czasie rekolekcji Bóg okaże się hojnym na miarę naszych pragnień. Wielkie pragnienia będą źródłem wielkich darów Bożych, małość naszych pragnień może zniweczyć hojność Boga w naszym życiu. Bóg każdemu z nas daje tyle, na ile się przed Nim otwiera. Jeżeli będziemy prosić o wiele, Bóg udzieli nam wiele.

Jest rzeczą ważną, aby nasza modlitwa była prawdziwa. Trzeba więc przedstawiać Bogu pragnienia, które w nas odnajdujemy. Na modlitwie nie tyle trzeba być najpierw pięknym, ile raczej prawdziwym. Jesteśmy piękni przed Bogiem właśnie wtedy, kiedy jesteśmy prawdziwi. Na modlitwie nie trzeba udawać pragnień, ale przedstawiać te, które mamy i prosić o ich pogłębienie i utrwalenie. Jeżeli nie posiadalibyśmy wielkich pragnień, wówczas tę naszą sytuację winniśmy przedstawić Bogu prosząc o „pragnienie pragnień”. „Nasze” duchowe pragnienia są nie tylko owocem „naszego” wysiłku. Są one także owocem łaski. Bóg daje wielkie pragnienia. Dzięki prośbie o owoc rozmyślania możemy rozwijać i pielęgnować nasze duchowe pragnienia.

Słowo Boże zasadniczym źródłem medytacji chrześcijańskiej

Mistrzowie medytacji z reguły nie bardzo chcą mówić o tym, czym jest medytacja i co chce ona osiągnąć, wskazują raczej na konieczność jej uprawiania. Pouczają, że samo mówienie o doświadczeniu nie jest równoznaczne z byciem człowiekiem doświadczonym (H. Waldenfels). Samo mówienie o metodzie medytacji nie wprowadza nas jeszcze w jej doświadczenie. Jest to jedynie opis zewnętrzny tego, co może dopiero stać się naszym udziałem, jeżeli rozbudzając w nas duchowe pragnienia dostosujemy się wiernie do wskazówek przekazanej nam metody.

Istotą medytacji ignacjańskiej, a także istotą chrześcijańskiej modlitwy, jest doprowadzenie do rzeczywistego spotkania Słowa Bożego z życiem człowieka w całej jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W medytację wnosimy nie tylko to, jacy jesteśmy „w czasie teraźniejszym”, ale także całą swoją przeszłość i przyszłość. Człowiek wchodzi w medytację w sposób integralny.

Jedną z pierwszych rzeczy, na którą winniśmy zwrócić uwagę w medytacji, jest potrzeba autentycznego słuchania Słowa Bożego, obiektywnego „patrzenia” na medytowaną „historię” (ĆD, 2). Człowiek wchodzący w medytację winien uświadomić sobie niebezpieczeństwo odczytywania Słowa Bożego poprzez własne, najczęściej nieuświadomione oczekiwania, lęki i potrzeby. W medytacji osądzamy nie Słowo Boże, ale własne życie w świetle Słowa. Istnieje ciężka choroba – pisze P. Antoine – na którą cierpimy wszyscy: jest to przerost sądzenia. Posiadamy pasję wydawania sądów. Jesteśmy spokojni tylko wówczas, jeśli udaje nam się sprowadzić każdą rzecz do jednej tylko kategorii dobra lub zła. Pierwszą konsekwencją tej choroby jest trzymanie się na uboczu i ocenianie wszystkiego z góry. Drugą konsekwencją jest zniekształcenie poznania a przez to zniekształcenie także i działania. Jeżeli nie widzimy u siebie tej tendencji do przesadnego oceniania wszystkiego wokół nas, to w medytacji możemy łatwo przyjąć niepokorną postawę patrzenia z góry na prawdę Słowa Bożego. Grozi nam wówczas manipulowanie Słowem Bożym.

Inne niebezpieczeństwo, przed którym stoimy w medytacji, to zatrzymanie się przede wszystkim na płaszczyźnie intelektualnej. W naszej mentalności zachodniej, w której intelekt odgrywa wielką rolę, intelektualizacja w medytacji nie jest rzadkością. Rozmawiając z osobami uprawiającymi dłuższą modlitwę myślną odnosiłem wrażenie, że ich modlitwa jest nieraz przede wszystkim „myśleniem”. Po okresie zapału, entuzjazmu, szybko jednak czują się zmęczone tym „myśleniem” na modlitwie. Rodzi się wówczas potrzeba wielu treści religijnych, aby ubogacić medytacyjne myślenie. Jeżeli takie osoby nie odkryją sfery serca, to z czasem porzucają dłuższą modlitwę medytacyjną nabierając nawet do niej pewnego urazu.

Słuchanie prawdy Słowa Bożego wiąże się nie tyle z intensywnym, aktywnym „myśleniem”, ile raczej z pewną „pasywnością”; chodzi raczej o poddanie się działaniu Słowa Bożego, niż o samo działanie człowieka. Pytania, które człowiek medytujący stawia sobie szukając prawdy Słowa, nie powinny być spekulatywne. Prosta, dłuższa koncentracja poprzedzona wewnętrznym wyciszeniem jeszcze przed modlitwą, sprawia, iż nasza uwaga spontanicznie zwróci się ku pewnym konkretnym treściom, zawartym w jednym słowie, zdaniu czy myśli. Rodzą się wówczas pewne uczucia wobec tych treści, uczucia, które nie są zależne od naszej woli. Niektóre treści mogą przyciągać człowieka medytującego, inne mogą budzić jego wewnętrzny opór. W medytacji trzeba nam zatrzymywać się zarówno na tym, co budzi nasze reakcje pozytywne: entuzjazm, nadzieję, pokój wewnętrzny, jak i na tym, co budzi nasz wewnętrzny sprzeciw, opór, uczucia znużenia, nudy i inne uczucia negatywne. Rodzenie się uczuć negatywnych w medytacji jest dobrym objawem, stanowi bowiem znak, iż Słowo Boże dotyka w nas miejsc najbardziej zranionych, nieuporządkowanych, których może sobie w życiu jeszcze nie uświadomiliśmy. Kiedy człowiek wchodzi w medytację, ujawnia się z całą mocą przytłumiony dotychczas niepokój wewnętrzny, brak uporządkowania, wina i pożądanie, strach i opór, wielorakie formy przywiązania i zniewolenia. Człowiek przeżywa wówczas swoje Ja, które kryje się zwykle na co dzień za maską człowieka poczciwego (H. Waldenfels).

Słowo Boże zdolne osądzić myśli serca

Świadome przyjęcie reakcji emocjonalnej, która budzi się w nas pod wpływem słuchania Prawdy Słowa prowadzi nas do prawdy o naszym życiu. Słowo Boże nie tylko potwierdza nasze dobre pragnienia, decyzje i czyny, które są zgodne z wolą Bożą, ale także osądza nas; ukazuje nam zasadnicze rozdarcie istniejące pomiędzy tym, kim powinniśmy być zgodnie z Bożym planem, a tym kim jesteśmy w rzeczywistości z powodu grzechu. Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12). W Apokalipsie Świadek wierny i prawdomówny mówi Kościołowi w Laodycei: Ja wszystkich, których kocham karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! (Ap 3, 19).

W medytacji winniśmy z jednej strony spontanicznie przyjmować prawdę Słowa Bożego i uczucia, które ono w nas budzi, ale z drugiej strony trzeba nam wykazać się wielką aktywnością w badaniu i ocenianiu naszego życia. Słowo Boże – o ile otwieramy się na jego prawdę – ujawni wszystkie zamysły naszego serca oraz ich wpływ na nasze świadome i nieświadome reakcje, na nasz sposób myślenia i wartościowania, na nasze wybory i czyny z nimi związane. Odkrywanie naszych najgłębszych zamysłów serca, szczególnie wówczas, gdy utarły się w nas od dawna zakłamane sposoby reagowania, myślenia i postępowania, kiedy poddaliśmy się zadziwiającej i niesamowitej ludzkiej skłonności do fałszerstw moralnych (K. Rahner), może być procesem bardzo bolesnym, przeciwko któremu budzić się będzie w nas bunt, opór wewnętrzny i sprzeciw. Gdybyśmy nie dostrzegli tego buntu, gdybyśmy nie rozpoczęli z pokorą szukać jego źródeł, łatwo popadlibyśmy w stan smutku i depresji. W psychologii znane jest pojęcie oporu, który rodzi się w człowieku, kiedy odsłania się jego zachowania i postawy dotychczas nieuświadomione. Na opór wewnętrzny, który rodzi się wobec Słowa Bożego odsłaniającego „swoistą tępotę” (K. Horney) serca, trzeba nam patrzeć nie tylko z punktu widzenia psychologicznego, ale przede wszystkim z punktu widzenia duchowego. Opór wobec Słowa Bożego złączony z ową niesamowitą ludzką skłonnością do fałszerstw moralnych jest wpisany w naszą zranioną grzechem osobowość. Św. Paweł mówi, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna (Rz 8, 7). Jan Paweł II w encyklice Dominum et vivificantem nawiązując do tego Pawłowego tematu walki człowieka cielesnego z człowiekiem duchowym pisze: Słowa św. Pawła pozwalają nam poznać i żywo odczuć wielkość owego napięcia oraz walki, jaka toczy się w człowieku pomiędzy otwarciem wobec Ducha Świętego a oporem i sprzeciwem względem Niego, względem Jego zbawczego daru. Te przeciwstawne czynniki czy bieguny, to od strony człowieka jego ograniczoność i grzeszność – newralgiczny punkt jego rzeczywistości psychologicznej i etycznej, a od strony Boga – tajemnica Daru: owo nieustanne udzielanie się życia Bożego w Duchu Świętym. Kto zwycięży? Ten, który potrafi przyjąć Dar (Jan Paweł II, Dominum et vivificantem, 55). Świadomość, że zwycięstwo „dążności ciała” w człowieku jest możliwe tylko dzięki przyjęciu Daru, otwiera nas na dialog z Bogiem.

Serdeczna rozmowa

Św. Ignacy zachęca do wielkiej szczerości i otwartości w naszym dialogowaniu z Bogiem w medytacji. Rozmowę końcową, ujmując ją trafnie, należy odbyć tak, jakby przyjaciel mówił do przyjaciela, albo sługa do pana swego, już to prosząc o jaką łaskę, już to oskarżając się przed Nim o jakiś zły uczynek, już to zwierzając Mu się ufnie ze swoich spraw i prosząc Go w nich o radę. Na końcu odmówić „Ojcze nasz” (ĆD, 54).

Zasadnicza treść dialogu wyłania się ze spotkania Słowa Bożego z naszym życiem. Dialog ten nie musi zawsze być cichym i uległym błaganiem, podniosłym wielbieniem, radosnym dziękczynieniem. Może on być także bolesnym krzykiem. Człowiek medytujący naśladując Psalmistę lub Jezusa w Ogrójcu może wypowiadać z odwagą cały swój ból wewnętrzny, cierpienie. Przyjacielowi mówi się zawsze prawdę, nawet jeżeli jest ona bardzo trudna i bolesna. Dialog jest wymianą, jest przyjmowaniem miłości i dawaniem na nią odpowiedzi. W samym przyjmowaniu znajduje się już odpowiedź.

Działanie Boga jest zawsze uwarunkowane ludzką wolnością. Wolność bowiem jest „jedynym miejscem” w człowieku, do którego nikt nie ma dostępu – nawet sam Bóg. Istotą medytacyjnego dialogu z Bogiem jest wolne oddawanie Mu tego „jednego miejsca” do Jego całkowitej dyspozycji.

Ta właśnie wolność wobec siebie samego oraz oddanie się Bogu staje się źródłem wielkiej przejrzystości wewnętrznej. Przyjmując Słowo Boże człowiek otrzymuje niezwykłą zdolność przenikania rzeczywistości świata na podobieństwo przenikania samego Boga. Dla człowieka medytującego nic nie jest już płytkie i powierzchowne, wszędzie bowiem otwiera się przed nim przepastna perspektywa; dlatego kroczy on poprzez istnienie i poprzez świat (…) jako ten, który widzi (J. B. Lotz). Właśnie ta przejrzystość wewnętrzna i zdolność „widzenia” otwiera medytującego na Chrystusa i uzdalnia go do kontemplacji Jego Osoby, życia, nauki, śmierci i Zmartwychwstania.

Refleksja po medytacji

Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam, jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę, będę żałował za to, chcąc się poprawić w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu (ĆD, 77). W medytacji człowiek winien poddać się dobrze rozumianej spontaniczności. Polega ona przede wszystkim na otwarciu się na działanie Ducha Świętego, który wieje tam, gdzie chce (J 3, 8). Podczas modlitwy nie powinniśmy zbytnio obserwować siebie pytając się, czy nasza modlitwa jest zgodna z metodą, której się uczymy. Stopniowe zapominanie o stosowanej metodzie, rezygnacja z odczuwania „przyjemności modlitwy” pozwalają dopiero skoncentrować się całym sercem na dialogu z Bogiem, który jest centrum medytacji. Dopiero po medytacji winniśmy zreflektować nad naszą postawą i naszymi przeżyciami na modlitwie. W pytaniu: „jak mi się powiodła medytacja?” św. Ignacy każe nam bardziej odwołać się do spontanicznego odczucia sumienia niż do analizy intelektualnej odbytego czasu modlitwy. Sumienie daje człowiekowi ogólne poznanie jego zaangażowania na modlitwie, wysiłku i ofiary z nią związanej oraz hojności wobec Boga; sumienie spontanicznie pochwali lub zgani medytującego.

Od ogólnego odczucia trzeba przejść do konkretów i „zbadać przyczynę” tego, że medytacja powiodła mi się źle lub dobrze. W refleksji nad medytacją możemy zadawać sobie dwa rodzaje pytań. Pierwszy dotyczy osobistego zaangażowania na modlitwie: wyciszenia wewnętrznego, rozbudzania w sobie hojności wobec Boga, wierności proponowanej metodzie. Pytania te dotyczą tego wszystkiego, na co mamy wpływ. Drugi rodzaj pytań dotyczy wewnętrznych odczuć, poruszeń, na które nie mamy bezpośredniego wpływu, ale są nam one dane, np.: Jakim Bóg mi się wydał? Co działo się we mnie? Co mnie szczególnie uderzyło? Jak się czułem podczas modlitwy? Co Bóg starał mi się w tym wszystkim powiedzieć? Czy jest jakiś punkt, do którego powinienem wrócić w następnej modlitwie? (Przyłącz mnie do swego Syna. „Ćwiczenia duchowne” w życiu codziennym, Kraków 1987/88). Zbadanie przyczyny tego, jak mi się powiodła medytacja, ma konkretny pedagogiczny cel: jeżeli medytacja powiodła mi się źle, będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości; a jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będą się trzymał tego samego sposobu (ĆD, 77).

Dzięki refleksji nad naszą modlitwą rekolekcje stają się prawdziwą szkołą modlitwy, w której uczeń najpierw sam siebie koryguje, a następnie może skonfrontować rozeznanie swojej sytuacji z kierownikiem duchownym. W tym kontekście popełnione błędy nie stają się przyczyną rozczarowania samym sobą i niszczącego uczucia zniechęcenia, ale są raczej okazją do pogłębienia własnego doświadczenia na modlitwie. Niepowodzenie w medytacji ma się stać dla nas okazją do większego upokorzenia przed Bogiem. Taka postawa jest prośbą o przebaczenie, a także modlitwą o łaskę większej wierności. Poprawa w przyszłości zależy bowiem nie tylko od nas, ale również od otrzymanej łaski. Natomiast medytacja, którą odprawiliśmy dobrze, winna zrodzić uczucia wdzięczności wobec Boga, ponieważ była ona nie tylko owocem naszego wysiłku, ale także owocem Bożego działania; winna też stać się zachętą do większej wierności Bogu w następnych Ćwiczeniach duchownych. Zgodnie z tym, co mówi św.Ignacy, refleksja jest nie tylko analizą własnych postaw i odczuć, lecz także modlitwą – jakby przedłużeniem samej medytacji.

Powtórzenia medytacji

Św. Ignacy poleca bardzo często robić powtórzenia medytacji. W drugim tygodniu Ćwiczeń duchownych każe odprawiać tylko jedną kontemplację dziennie i trzy, a nawet cztery powtórki. Powtórzenia są sposobem pogłębiania rozważanej prawdy. Ponieważ pamięć i rozum nie otrzymują nowej treści, możemy poznaną uprzednio „treść” bardziej zgłębić sercem. Poprzez powtórzenia medytacji rozważane tajemnice mają „zstąpić z pamięci i rozumu do serca”. Ignacjańska powtórka nie polega na powracaniu do wszystkich treści i doświadczeń z poprzednich medytacji, ale tylko do tych, które miały dla nas szczególne znaczenie: Powtórzyć ćwiczenie (…), zwracając uwagę i dłużej się zatrzymując, nad tymi punktami, w których odczułem większe pocieszenie lub strapienie, albo też w ogóle miałem jakieś większe przeżycie duchowe (ĆD, 62). W medytacjach powtórkowych wracamy więc do konkretnych pojedynczych słów, zdań, myśli, odczuć, natchnień, szczególnie ważnych w poprzedniej modlitwie.

Ojciec Ignacy podkreśla jednak, że należy zatrzymać się nie tylko nad tymi „punktami”, które przyniosły nam szczególne pocieszenie, ale także nad tymi, które powodowały strapienie wewnętrzne. Ignacjańskie powtórzenia medytacji zbiegają się w przedziwny sposób z doświadczeniem modlitwy chrześcijańskiego Wschodu (chrześcijański hesychazm). Mnisi na Wschodzie od pierwszych wieków chrześcijaństwa korzystali z krótkich medytacyjnych wersetów nierzadko zaczerpniętych z Psalmów, które powtarzali nieraz wiele lat. Szczytem tej modlitwy jest tak zwana „modlitwa Jezusa” polegająca na wielokrotnym powtarzaniu w rytm oddechu słów: Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną.

W tym rodzaju „medytacyjnego” modlenia się stosowali Ojcowie całkiem prostą zasadę psychologiczną: im bardziej modlący się, przez powtarzanie wciąż tego samego słowa, wnika w głębię jego sensu, tym lepiej przyswaja sobie wyrażoną w nim wewnętrzną postawę, tym milsze staje mu się to słowo i tym częściej i łatwiej przychodzi ono przez jego wargi. Nieprzerwanie powtarzane słowo modlitwy staje się czymś więcej niż dźwiękiem, który przebrzmiewa. Staje się wewnętrzną postawą, która pozostaje i wpływa na życie, nawet gdy nie wymawia się już aktualnie modlitwy. Dążenie mnichów do trwałej postawy modlitewnej, niezależnie od tego, czy ktoś się aktualnie modli, czy nie, osiąga w ten sposób swój cel (R. Scherschel). Zbieżności ignacjańskich powtórzeń w medytacji z doświadczeniem modlitwy chrześcijańskiego Wschodu nie należy upatrywać we wpływach Wschodu na Autora Ćwiczeń duchownych, ale przede wszystkim w fakcie, iż oba te doświadczenia modlitwy nie szukały najpierw rozumienia intelektualnego Bożych tajemnic (obfitości wiedzy), ale wewnętrznego odczuwania i smakowania rzeczy, które zadowala i nasyca duszę (ĆD, 2).

Metoda medytacji ignacjańskiej winna być podawana i przyjmowana w sposób integralny, tzn. bez uszczerbku dla właściwej jej wewnętrznej siły oddziaływania. Winna być jednak tak przetwarzana i przyswajana, aby stała się bardzo osobistym narzędziem spotkania człowieka z Bogiem. Każdy medytujący w ramach podanej metody medytacji winien szukać swojej własnej, dostosowanej do swojego doświadczenia psychicznego i duchowego. Byłoby dobrze, gdyby wytworzyło się tyle form medytacji, ilu jest medytujących: im bardziej proces ten jest osobisty, tym bardziej może być autentyczny (J. B. Lotz). Szukajmy więc w czasie rekolekcji „własnej formy medytacji”, która stałaby się przestrzenią naszego spotkania z Bogiem.

Postawa ciała na modlitwie

W czasie medytacji modlimy się nie tylko sercem – duszą, ale całą naszą osobą. Ofiarujemy Bogu na ofiarę żywą, świętą i Bogu przyjemną nie tylko nasze dusze, ale także i nasze ciała (1 Kor 12, 1); chwalimy Boga nie tylko w naszym sercu, ale także i w naszym ciele (Rz 6, 20). Jest to naturalna konsekwencja faktu, iż nasze ciało stanowi integralną część naszego człowieczeństwa. Skoro żyjemy „w ciele” winniśmy również wykorzystać nasze ciało do szukania i znajdowania Boga. Do fundamentalnych błędów zachodniej duchowości należy przesadne podkreślanie „momentu duchowego” przy równoczesnym gardzeniu „bratem ciałem”. (…) Pismo święte zna całego człowieka i nie jest wrogie ciału (H. Waldenfels). Stąd też Biblia często zachęca nas do włączania ciała w modlitwę: Wraz z dłońmi wznieśmy i serca do Boga w niebiosach (Lm 3, 41); Wejdźcie, uwielbiajmy, padnijmy na twarz i zegnijmy kolana przed Panem (Ps 95, 6).

Możemy włączać nasze ciało w modlitwę w podwójny sposób: po pierwsze, duszą wpływać na ciało. Na modlitwie postawa ciała winna być kształtowana tym, czego doświadcza ludzkie serce. Stąd też św. Ignacy zachęca nas, aby w momencie bezpośredniej serdecznej rozmowy z Bogiem przyjąć postawę większego uszanowania (ĆD, 3). Ale nierzadko zdarza się nam na modlitwie, że dusza nie może rozmawiać serdecznie z Panem, bo czuje się całkiem leniwa, letnia, smutna, jakby odłączona od swego Stwórcy i Pana (ĆD, 317). Jeżeli nie umiemy się modlić sercem, módlmy się przynajmniej ciałem. W chwilach oschłości przyjmijmy pokorną postawę prośby, zaufania, żalu. W ten sposób będziemy oddziaływać ciałem na duszę, której cierpliwość w strapieniu rychło zostanie nagrodzona pocieszeniem (por. ĆD, 321).

Św. Ignacy dopuszcza w medytacji każdą możliwą postawę ciała: Rozpocząć kontemplację już to klęcząco, już to leżąc krzyżem, już to leżąc na wznak, już to siedząc lub stojąc, zawsze jednak starając się znaleźć to, czego chcę (ĆD, 76). Ponieważ nie każda postawa jest dobra dla każdego, stąd też Autor Ćwiczeń duchownych zachęca najpierw do szukania najbardziej odpowiedniej dla siebie postawy ciała, a następnie do wiernego stosowania jej w medytacji: Jeżeli znajdę to, czego chcę, klęcząc, nie przejdę do innej postawy, a jeżeli leżąc krzyżem, to tak samo, itd. (ĆD, 76). Zauważmy, że wszystkie proponowane przez św. Ignacego postawy są nieruchomym trwaniem w jednym miejscu. Św. Ignacy dopuszcza „spacerowanie” dopiero w czasie refleksji. Związane jest to z pewnością z możliwością większego skupienia, któremu Autor Ćwiczeń duchownych przypisuje ogromną wagę w czasie modlitwy. Św. Ignacy jako człowiek bardzo dyskretny, zwraca także uwagę, aby tę dowolność postaw stosować w samotności, np. w domu, nigdy zaś w kościele w obecności innych (ĆD, 88). Nie lekceważmy więc postawy ciała w czasie rekolekcji, ale zgodnie z zachętą św. Ignacego szukajmy swojej własnej, najbardziej odpowiedniej dla nas, w której moglibyśmy wyrazić na zewnątrz wewnętrzne poznanie siebie samych w Bogu.